Miasto mostów, miłości, spotkań… po prostu Wrocław

O psio-lubnym Wrocławiu w internecie aż huczy. Przeczytamy o tym na niejednym blogu, w wielu artykułach. Dla mnie Wrocław to  miasto, w którym bardzo chętnie bym zamieszkała, a żeby sprawdzić jak to jest z jego psio-lubnością postanowiliśmy jechać tam z psem, a żeby poprzeczkę podnieść nieco wyżej – z kilkoma psami.

Nasza wycieczka trwała całe 3 dni. Wyruszyliśmy pociągiem z Krakowa o 6:07, po niespełna 2,5 godzinach snu. Na miejsce dotarliśmy około 9:30. To była pierwsza nasza wspólna podróż pociągiem. Na taką formę skusiłam się tylko i wyłącznie dzięki Angeli, która zaraziła mnie chęcią poznawania psio-lubnych miejscówek i nawiązywania znajomości z psimi freakami, takimi jak my! Ta podróż nie mogła się wobec tego nie udać. Nastroje od bladego świtu były niesamowicie pozytywne, choć do mojej głowy ciągle cisnęły się myśli o tym, jak Scooby zniesie kilka najbliższych godzin w pociągu – pies, który uwielbia węszyć w nowych miejscach, a jednocześnie oddał by ulubionego pluszaka za możliwość teleportacji. Już pierwsze chwile w pociągu wskazywały na to, że nowe otoczenie nie robi na Sierściuchu większego wrażenia. Najważniejsze, że Jessie i Boro byli obok. Psiaki znają się już na tyle, że kiedy znajdują się w swoim towarzystwie tworzą fantastyczny team. To niesamowite, że choć zupełnie inni – razem są zgraną watahą.

Podróż beż żadnych niespodzianek trwała 3,5 godziny. Długo? Nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jak zaskakująco szybkim tempie minął nam ten czas. Poranek we Wrocławiu przywitał nas wręcz idealną pogodą na weekendowe harce i swawole – temperatura sięgająca około 23 stopni, słońce, lekki wiatr. Nasz apartament, w którym zdecydowałyśmy się zatrzymać mieścił się dosłownie 2 minuty drogi na piechotę od samego centrum, co oprócz tego, że było dla nas ogromnym plusem, gdyż wszędzie mieliśmy blisko – w nocy chcąc, czy nie byliśmy biernymi uczestnikami imprezy.

O konspekt wycieczki, dosyć szczegółowy, zadbała Angela. W praktyce okazał się być jednak zbędny, gdyż postanowiłyśmy podążać rytmem naszych psiaków, a nie trzymać się sztywno określonych ram. Takim tez sposobem piątek był dniem pałętania się po mieście, restauracjach, kawiarniach. Zachwycaliśmy się ogromnym, bo 3,8 ha Rynkiem Głównym zabudowanym kolorowymi kamienicami z różnych epok – każda inna, a razem tworzą coś niepowtarzalnego. Znacie to skądś? Nie obeszło się więc bez kawy w Starbucksie, włoskiej pizzy – a skoro o niej mowa, to gdzie indziej jak nie w VaffaNapoli?!

Wieczór spędziliśmy w kolejnej przyjaznej psiakom miejscówce jaką niewątpliwie jest Surowiec Club w towarzystwie Instagramowego przyjaciela – Hugo. Świetne miejsce! A dzięki lokalizacji – tuż obok Galerii Neonów mieliśmy możliwość ucieszenia oczu błyskotkami. Szkoda tylko, że nie wszystkie neony brały udział w kolorowej, świecącej zabawie.

W sobotę rano przywitało nas słońce. Głowa pękała od pomysłów na spędzenie dnia, więc czym prędzej wyruszyliśmy całą ekipą na miasto. Jak wiecie – by to uczynić wystarczyło postawić nogi i łapki tuz za progiem kamienicy. Psiaki dzielnie znosiły upał więc postanowiliśmy udać się w okolice Wyspy Słodowej po drodze zachwycając się każdym zakamarkiem Wrocławia i wykorzystując niemalże każdy moment na zrobienie kolejnego zdjęcia. Zachwytom nie było końca, przecież tam jest naprawdę pięknie.

Popołudnie szykowało dla nas niespodziankę. Krakowski Gang ujawnił swoją Super Moc i wyciągnął z zakamarków internetu prawdziwego człowieka wraz z jego wiernym psim towarzyszem. Spotkaliśmy osobę, z którą zapewne więcej niż połowa psich matek i ojców miała styczność, osobę, która rozpieszcza wszystkie psy – Natalia! Serce i dusza fera.pl we własnej osobie, a tuż przy niej (wtedy jeszcze tego nie wiedziałam) miłość mojego psynka – Zola. Radość z tego spotkania była przeogromna! Psiaki zostały rozpieszczone pluszakami i smaczkami, a nasze ludzkie podniebienia oddaliśmy w ręce jednej z najbardziej pso-lubnych wrocławskich restauracji – Złoty Pies. Pieseł Piwosz co prawda wzbudził w spokojnym Scoobym odrobinę niechęci, wręcz agresji, ale za to ciemne piwo serwowane do obiadu nie odbiegało smakiem od napoju bogów! To miejsce, które z otwartymi ramionami zaprasza w swoje progi pieska, psa, a nawet całą psią ferainę.

Właśnie taka psio-ludzka zgraja udała się po obiedzie na kolejny spacer po mieście. Zaliczyliśmy w tym wybornym towarzystwie Ostrów Tumski. Scooby dumnie dotrzymywał kroku swojej psiej paczce, oraz wybrance serca – Zoli. Czy przejście przez most zakochanych zapieczętowało ten psi związek?

Sobota była tak fantastyczna, że nikt nie chciał końca dnia. Jeszcze po północy serwowano nam pizzę, sałatkę i wyciskano soki. Krakowski Gang jednak miał już dosyć, więc wróciliśmy do apartamentu by zregenerować siły na kolejny dzień przygody.

Ostatni dzień pobytu był już nieco bardziej leniwy, ale równie owocny w spotkania jak poprzednie. Pierwszy raz skorzystaliśmy z komunikacji miejskiej i już wiemy, że w tramwajach i autobusach psy są równie mile widziane, jak w większości wrocławskich miejsc. Zdecydowaliśmy się na spacer wokół roztańczonej interaktywnej fontanny, gdzie porośnięte pnączami pergole dawały psiakom schron przed palącymi promieniami słońca, a przy Wrocławskiej Fontannie spotkaliśmy się z kolejną gwiazdą internetów – Hafpsiarą, czyli kolejnym psio-ludzkim teamem!

Wypad do Wrocławia w psim towarzystwie to strzał w dziesiątkę! Dla mnie to najpiękniejsze miasto w Polsce, pełne uroku, posiadające niepowtarzany klimat, choć momentami czułam się jakbym spacerowała po Pradze, innym razem przeniosłam się do nowoczesnego Berina, a wiele wybrukowanych uliczek złudnie przypominało toskańskie miasteczka. Wrocław naprawdę da się lubić. Jest naszym numerem jednej wśród polskich miast. Moje serce zostało tam, kiedy byłam pierwszy raz i zapewne tam już zostanie. Po wizycie z psem, ba! Całym Psim Gangiem moje uczucia tylko się umocniły. To niewątpliwie jedno z najbardziej przyjaznych miejsc nie tylko dla młodych ludzi, ale też ich psich towarzyszy. Zdecydowana większość restauracji nie tylko zgadza się na towarzystwo futrzastego przyjaciela, ale też poda miskę wody. Panujący wokół klimat napawa pozytywna energią – pewnie dlatego absolutnie wszystkich wrocławian odbieram niesamowicie pozytywnie. Podróż po mieście komunikacją również nie wiąże się z żadnymi niedogodnościami. Spędziliśmy aktywnie trzy dni i chętnie wrócimy tam jeszcze raz.

Co nas rozczarowało? Galeria Wroclavia – jaki sens ma chodzenie z psem na rękach, kiedy potrzebujemy tylko dojść z dworca do punktu przechowywalni bagażów? Nonsens. Zawiedliśmy się również restauracją La Habana, która reklamuje się jako najbardziej pso-lubne miejsce posiadające nawet psie menu. Nie. Nie było menu dla psa – poza możliwością zakupu na miejscu psich smaczków, czy dań w słoiku – te rzeczy można kupić taniej w każdym zoologicznym.

 

 

Dodaj komentarz